Tekst w oryginalnej formie z 1929 roku.
Dnia 20 kwietnia 1929 zawiadomiono mię telefonicznie z urzędu pocztowego w Łomnej, że we wsi Z., powiatu turczańskiego, w budynku szkolnym, dzieją się niesamowite rzeczy, że jakaś złośliwa zjawa zaatakowała w nocy tamtejszego nauczyciela, raniąc go poważnie. Równocześnie zaproszano mię, jako zajmującego się okultyzmem, abym zbadał na miejscu to nadzwyczajne zjawisko.
Przyjąłem zaproszenie – i zaraz następnego dnia wyjechałem do Turki, aby stąd końmi pojechać do górskiej wsi Z., oddalonej o 16 km. Od Turki. Dla pewności skomunikowałem sie telefonicznie z urzędem pocztowym w Łomnej, skąd otrzymałem wiadomość, nauczyciel B. Właśnie wyjechał do Lwowa do lekarza i jest w drodze do stacji kolejowej w Turce.
Istotnie po upływie kilku godzin na stacji, wśród licznych podróżnych, rozpoznałem odrazu nauczyciela B., jakkolwiek go w życiu nie widziałem, ku niemałemu jego zdumieniu. Zaraz po pierwszych słowach przekonałem się, że o eksperymentach z domniemanym medjum niema mowy, gdyż p.B., z powodu upływu krwi słaniał się na nogach i potrzebował pomocy lekarskiej. Zato w drodze do Turki do Sambora miałem sposobność w 2-godzinnej pogawędce, w osobnym przedziale, dowiedzieć się o bliższych szczegółach tajemniczego zjawiska.
Opowiadanie Nauczyciela.
Przed kilku tygodniami zauważył nauczyciel B. ( lat około 22, stanu wolnego, mieszka sam jeden w budynku szkolnym), że , skoro tylko w nocy zgasi światło, zaraz powstają w jego sypialni jakies hałasy, stukania i szmery. Z początku tłumaczył sobie te głosy w naturalny sposób, skoro jednak hałasy nie ustawały, zapragnął zbadać przyczynę przy pomocy lampki elektrycznej.
Następnej nocy, gdy znowu usłyszał hałasy, zaświecił latarkę, i zauważył, jak dzwi pokoju, które z wieczora zamknął na klucz, w jego oczach otwierają się same, a następnie zamykają.
Następnych nocy powtarzały się te same hałasy, a rano, po przebudzeniu się, zastawał na środku pokoju piramidę z krzeseł. Wykluczone było działanie innych osób, gdyż drzwi były zamknięte od wewnątrz na klucz, zaś okna były nienaruszone.
Pewnej nocy w marcu 1929, gdy zbudzony hałasami zaświecił latarkę, zauważył, ku swemu wielkiemu przerażeniu, mężczyznę w wieku 30 lat, ubranego po miejsku, przechadzającego się po sypialni. Zjawa, nic nie mówiąc, wkrótce się rozwiała.
O zjawiskach tych nauczyciel nikomu nie opowiadał, ponieważ bał się, aby go nie uważano za chorego umysłowo, lub za człowieka, stojącego w dziwnych konszaktach z tak popularnym na wsi "biesem". Nadto obawiał się, aby to nie zaszkodziło jego karjerze nauczycielskiej, zwłaszcza wobec groźnego § 116. Prosił mię też, abym nie podawał jego nazwiska do publicznej wiadomości.
Jednej z następnych nocy, obudzony, jak zwyczajnie, hałasami, zobaczył przy świetle latarki elektrycznej tego samego mężczyznę, stojącego u jego wezgłowia. Podejrzewając, że zjawa żywi ku jego osobie jakieś nieprzyjazne zamiary, chwycił za leżący na szafce nocnej nóż i ugodził nim zjawę. Odczuł, że uderzenie były wymierzone w próżnię. Zjawa natychmiast znikła, lecz przy świetle lamki elektrycznej widział wyraźnie, jak poruszała się firanka, którą było przysłonięte okno. Oglądając bliżej miejsce czynu, zauważył , że nóż, którym ugodził zjawę, był cały skrwawiony (?). Zajście to tak nim wstrząsnęło, że ze strachu całą noc dygotał jak w febrze.
Kilka nocy później ta sama zjawa mężczyzny wręczyła mu rewolwer ze słowami: " Na, masz, zastzrel się !" Pan B. Chwycił za podany mu rewolwer i oddał dwa strzały w w kierunku zjawy. Zapytany, skąd nabrał tyle odwagi, odparł, że działał instynktownie, pod wpływem wrodzonego każdemu człowiekowi pragnienia samoobrony wobec grożącego niebezpieczeństwa. Po strzałach rewolwer rozpłynął się w powietrzu(?).
Badając bliżej teren działania, zauważył p.B. Na siedzeniu krzesła odbitkę dłoni ludzkiej, jakgdyby ktoś przed chwilą wypalił ją ogniem. Na ścianie, w kierunku której dwukrotnie wystrzelił, zauważył świeży ślad, odpowiadający kuli rewolwerowej, drugiego śladu nie było, również kuli nigdzie nie znalazł.
Na suficie zauważył zaś odbite wyraźnie obie dłonie ludzkie, jakgdbyby namalowane jakąś farbą, zaś ponad temi odbitkami widniał dziwny napis w zygzakach. Odtąd postanowił p.B. Nie gasić więcej światła w nocy, mając nadzieję, że zjawa nie odważy się go zaatakować przy pełnym świetle lampy. Nadzieja okazała się zwodniczą...
Zaraz następnej nocy zobaczył o tej samej godzinie nocnej tą samą zjawę, która, zbliżając się do łóżka nauczyciela, mówiła :" To twój koniec"-- i wręczyła mu szablę, którą p.B. Zasłonił się przed zjawą. W tej samej chwili zjawa wytrąciła nauczycielowi szablę z rąk, poczem zadała mu drugą (?) szablą cięcie przez brew lewego oka, nasadę nosa i policzek. Krew oblała twarz opowiadającego, który zemdlał i padł na podłogę. Kiedy nad ranem przyszedł do przytomności, zauważył na podłodze dużą kałuże krwi, zaś na twarzy widać było otwartą ranę, o ostrych brzegach. W następstwie tego uszkodzenia czuł się przez kilka dni bardzo osłabionym, gorączkował i ulegał kilkakrotnie atakom sercowym, które kończyły się omdleniem. Rana powyż opisana zagoiła się sama przez się do 24 godzin tak gruntownie, że nie pozostał po niej prawie żaden ślad.
Mój informator, człowiek inteligentny, opowiadał to wszystko poważnie, zdając sobie dokładnie sprawę, co znaczy halucynacja. Nie miałem żadnego powodu wątpić w szczerość słów opowiadającego, zwłaszcza, że od innych osób słyszałem potwierdzenie tego opowiadania. W szczególności, jak słyszałem, stróż szkolny miał po opisanem zajściu zmywać obficie zbroczoną krwią podłogę.
Po wyzdrowieniu p.B. Zamierzam przeprowadzić z nim doświadczenie w obecności kilku osób. Tymczasem podaję te fakty do wiadomości, aby zainteresować powołane do tego osoby, któreby chiały zająć się bliższem zbadaniem tych dziwnych zjawisk, zwłaszcza, że moja praca zawodowa nie pozwala mi na liczne kosztowne wyjazdy, celem badania zjawisk w odległych miejscowościach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz